(1/4) - Góry Niebiańskie, konie i kontenery - "Kierunek Wschód"

Najpierw jest myśl. Na początku nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, co właśnie powstało w mojej głowie. Weryfikacja sił i środków. Możliwe do wykonania. Pragnienie właśnie stało się celem.

Jakoś w maju zaczynam orientować się, że to dzieję się naprawdę. "Dzień dobry, chciałbym się zaszczepić." Akcja serca przyśpiesza, bynajmniej nie ze strachu przed drobną igiełką, której wbicie ciężko poczuć.

25 czerwca. Wyrzucam przed dom plecak, rozkładam wszystko, co uznałem za przydatne na płachcie. Trzy dni później stoję w kasie na dworcu Łódź Kaliska z wielkim plecakiem. Proszę szkolny do Warszawy Zachodniej. Tam, kilkanaście minut na przesiadkę. Podjeżdża pociąg lini S2. Na wyświetlaczu: Warszawa Lot. Chopina. Czuję endorfiny.

Piętnaście minut w pociągu. Lotnisko. Odprawa elektroniczna. Bagaż każą mi zabrać na oversize - namiot i karimatę mam na zewnątrz plecaka. Doleci?

Stoję przed bramką. Na wyświetlaczu: 11.40, Moskwa. Pytają mnie o wizę. Mówię, że tylko transfer, że nie potrzebuję. Chwila wyjaśniania. Za chwilę jestem w samolocie. Jest niewielki - relacje polsko-rosyjskie w ostatnim czasie sporo się pogorszyły.


Samolot skręca w prawo. Za chwilę znowu to usłyszę. Jeden z najwspanialszych dźwięków, jaki miałem okazję w życiu poznać. Jest. Czuję szarpnięcie. V1, prędkość decyzji. Kilka sekund później samolot osiąga na pasie prędkość rotacji, ponad 350km/h. Jestem w powietrzu.
Nad Moskwą wisiały stalowe chmury. Widać zalew na przedmieściach. W oddali, mnogoetażki, kilkunastopiętrowe bloki we mgle na przedmieściach Moskwy. Przypomina mi się "1984" Orwella. Interesuję się nieco rosyjską polityką i służbami specjalnymi, więc to miasto to dla mnie jądrem ciemności.


Kamery na wysięgniku, tak byś czuł, że jesteś obserwowany. Rosjanka z dumnym, nieprzyjemnym wzrokiem prześwietla mój bagaż. Moscow Duty Free. Perfumy za kilkaset dolarów i hamburger z colą za 80zł. Do wyboru kilka rodzajów koszulek z Putinem - podpis "najpotężniejszy człowiek na świecie". Prawa człowieka zostawiłem daleko na zachodzie. Pozdrawiam znajomych, korzystając z bezprzewodowego internetu. Godzina mojego lotu zbliża się, a terminal F lotniska Szermietiewo przybiera barwę zachodzącego słońca. Zagaduje do mnie jakiś starszy człowiek. Cypryjczyk, który pracuje w budownictwie krajach byłego ZSRR. Mój rosyjski jest wystarczający.


Imperialne malowanie samolotów Aeroflotu robi wrażenie. Na płycie lotniska wszędzie rosyjskie flagi. Wsiadam na pokład. Szefowa załogi pokładowej dumnie informuje, że rok 2015 jest w Federacji Rosyjskiej rokiem literatury. Samolot wypełnia się osobami o azjatyckich rysach.

Pierwszy raz w życiu widzę nocną burzę, będąc nad chmurami. Dwie godziny po zachodzie słońca, gdzieś nad stepami czy pustyniami Kazachstanu, niebo zaczyna przyjmować jaśniejszy odcień. Opuszczam Europę.

4300km drogi za mną. Samolot dotyka ziemi. Jestem na lotnisku, które odegrało sporą rolę w światowej geopolityce. Amerykanie postawili tu bazę transferową na potrzeby wojny w Afganistanie. Dziś, zostały po nich tylko puste hangary i bariery typu HESCO. Po 4,5h w samolocie, witam poranek na Manas International Airport.

Jestem w pobliżu stolicy Kirgistanu, Biszkeku. Podchodzą do mnie nieskończone ilości taksówkarzy.
Mnie taksi ni nada, spasiba. Nada, nada, dawaj, nie darogo!


Czuję zapach przygody.

Przejdź do kolejnej części.

Komentarze

Popularne posty